Od ostatniego wyjścia w góry
minęły ponad 2 tygodnie, a ja znowu miałem iść w Tatry! :) Huraaa! :) Tym razem
miały być to Liptowskie Mury – odcinek pomiędzy Gładką Przełęczą a Wrotami
Chałubińskiego. Przez ten odcinek nie prowadzi żaden znakowany szlak, ale nie
ma tu dużych trudności technicznych (0+ z kominkiem o trudności I). Pomysłodawcą
przejścia tej trasy był oczywiście Maciek. :) Z realizacją tego planu, było tak
jak z realizacją wszystkich górskich planów – czyli albo nie ma czasu, albo
pogody. Aż wreszcie udało się znaleźć dzień, w którym oba podstawowe warunki
zostały spełnione. :)
Ale żeby nie było zbyt pięknie,
to był jeden szkopuł – musimy wrócić we wtorek najpóźniej na 14, bo Maciek o 15
zaczynał pracę. W poniedziałek wyjechaliśmy z Mszany o 15.30, a o 17.00
wyruszyliśmy z Palenicy w kierunku Doliny Pięciu Stawów. Trasa, dobrze nam już
znana, przebiegła szybko i dość przyjemnie.
|
Gdzieś na szlaku w Dolinie Roztoki |
Na zakończenie dnia wypiliśmy zimne
piwo w schronisku i mieliśmy miłą pogawędkę z Olą i Anią – dziewczynami
spotkanymi w schronisku. :) Niestety tej nocy nie mogę zaliczyć do udanych.
Z sześciu godzin, które miały być przeznaczone na sen, spałem najwyżej dwie –
po pierwsze, przeszkadzał mi ból gardła (zachciało mi się piwa!), a po drugie,
zza okna ciągle było słychać jakieś dziwne dźwięki. Budziki nastawione na 3.45
okazały się zbędne, bo i tak nie spaliśmy. Na początek, szybko się spakowaliśmy
i zjedliśmy czekoladę, żeby nie iść z całkiem pustym żołądkiem, no i jazda w
stronę Gładkiej Przełęczy i Gładkiego Szczytu.
|
Na Gładkiej Przełęczy było jeszcze ciemno :) |
Na Gładkim Szczycie zjedliśmy
coś bardziej treściwego i staraliśmy się zobaczyć wschód Słońca, ale niewiele z
tego wyszło. Dalej granią Kotelnicy
doszliśmy do teoretycznie najtrudniejszego miejsca, a mianowicie kominka o
trudności I. Z góry stwierdziliśmy, że obejście bokiem będzie łatwiejsze, ale
po zejściu na dół okazało się, że chyba jednak prościej byłoby kominkiem. :) Niestety
Liptowskie Mury zweryfikowały moją teorię, że troki na narty w moim plecaku
świetnie nadają się do troczenia klapek – nie nadają się, a może to potwierdzić
klapek, który leży gdzieś po Słowackiej stronie grani. :) Tak naprawdę nie
szkoda mi klapka, a bardziej tego, że zaśmieciłem środowisko, no ale wracać się
po niego było trochę mało bezpieczne. :( Dalej szliśmy, z prawej strony grani
omijając szczyty Niżniego i Wyżniego Kostura. Dochodząc do Szpiglasowego
Wierchu, popisaliśmy się orientacją w terenie uznając „Szpiglasa” za Wyżni
Kostur. :) Na Szpiglasowym nie siedzieliśmy długo, bo czas naglił, ale też nie
chcieliśmy spotkać ludzi, którzy pewnie dziwiliby się, dlaczego nie schodzimy
szlakiem – lepiej unikać problemów. :) Ścieżka w kierunku Wrót Chałubińskiego
na początku wyglądała bardzo zachęcająco, ale później zanikła zupełnie i
szliśmy trochę na intuicję. Wreszcie o 9.20 dotarliśmy do Wrót. Stąd było już
niedaleko do Morskiego Oka, gdzie zrobiliśmy krótki odpoczynek na podziwianie
widoków. Ostatnia radość tego dnia, bo od tego momentu czekały na nas asfalt i
tłumy ludzi, czyli droga z MOKA do Palenicy – najgorszy z możliwych górskich
powrotów. Resztkami sił dowlekliśmy się do samochodu, i w ten sposób zakończyliśmy
tę piękną, ale wyczerpującą i nie do końca legalną wycieczkę. :)
|
Dolina Pięciu Stawów Polskich w promieniach wschodzącego Słońca. Widok z Gładkiego Szczytu |
|
Widok na D5SP z Kotelnicy |
|
Ja w mini-kominku :) |
|
Wielki Staw i grań Orlej Perci |
|
Tuż przed Szpiglasowym Wierchem. Jak widać pogoda dopisała |
|
Jedno z niewielu wspólnych zdjęć. :) Na szczycie Szpiglasowego |
|
Kopczyk i Niżni Ciemnosmreczyński Staw w tle |
|
Na pierwszym planie Mnich a w tle słowackie Tatry Wysokie. |
|
Zespół wspinaczkowy na szczycie Mnicha. Mam nadzieje że też się tam kiedyś znajdę :) |
|
Troche oklepany, ale wciąż niesamowity widok spod schroniska przy Morskim Oku |
Podsumowując: dwa dni urlopu były
bardzo udane, chociaż gdyby nie przeziębienie i niemalże nieprzespana noc
byłoby znacznie lepiej. :) Chyba bardziej cieszę się tymi widokami teraz, oglądając
zdjęcia, niż wtedy – w pośpiechu, żeby zdążyć na czas i w dodatku zmęczony.
Mimo wszystko, będąc w górach dobrze jest mieć świadomość, że nie trzeba być
gdzieś na określoną godzinę, i móc spędzić trochę więcej czasu na odpoczynku i podziwianiu
widoków. Trasę o długości około 25 km, przewyższeniu 1420 m zrobiliśmy w ciągu mniej
więcej 11 godzin, z przerwą na nocleg (link do innej niż zazwyczaj mapy).
Robi się coraz chłodniej i
niedługo zaczyna się rok akademicki, ale mam nadzieję, że uda się jeszcze w tym
roku parę razy wyskoczyć w góry. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz