czwartek, 30 października 2014

Turbacz – czyli o tym jak prawie poszliśmy w Tatry

30 października był dniem od dawna planowanym, najpierw mieliśmy iść na Cubrynę, później spadł śnieg i zmieniliśmy plany na Kościelec. Wziąłem w pracy dwa dni urlopu, w sekcji wspinaczkowej powiedziałem, że na zajęcia nie przyjdę, i przyjechałem w środę wieczorem do Mszany. Budzik nastawiłem standardowo na 3.15. Obudziłem się bez problemów, ale problemem był SMS od Maćka, w którym przepraszał, że nie może jechać, bo zachorował na problemy żołądkowe i raczej nie da rady się ruszyć z domu, a co dopiero iść na Kościelec. :( 

5 minut później dostałem SMS od Kaśki, że pasowałoby się gdzieś ruszyć, bo szkoda zmarnować cały dzień na siedzenie w domu. Z racji że nasza jedyna opcja transportu w Tatry się rozchorowała, trzeba było wymyślić coś w okolicy. :) Ja zaproponowałem Luboń, ale w końcu zdecydowaliśmy, że pójdziemy na Turbacz, bo stamtąd Tatry to przynajmniej zobaczymy. :) Tym samym ustanowiliśmy nowy rekord! Planowanie wycieczki o 3 rano dniu tego samego dnia. :) Umówiliśmy się, że pojedziemy do Koninek autobusem o 6.40 (przynajmniej według rozkładu, bo o 6.40 kierowca stwierdził, że chyba już pora odpalić silnik i zeskrobać szron z przedniej szyby). :) Wyjechaliśmy jakieś 10 minut później. Z Koninek szliśmy w kierunku Turbacza najpierw zielonym, a później niebieskim szlakiem. Nie spieszyliśmy się bardzo, bo czasu mieliśmy mnóstwo, a pogoda była naprawdę świetna. Obok schroniska pojawiliśmy się już około 9.30 i oprócz dwóch turystów, którzy wyszli ze schroniska i sobie poszli, było zupełnie pusto. 

Gorczańska jesień

Coś pokazywałem ale nie mam pojęcia co :)


Jak już wszedł na stół to przynajmniej zdjęcie niech ma :)

Jeszcze tylko zdjęcie z drogowskazem i idziemy dalej! :)

Zadzwoniliśmy do Maćka skontrolować jego samopoczucie, a on doradził nam, żebyśmy przy okazji odwiedzili Jaworzynę Kamienicką, skoro mamy tyle wolnego czasu. Z chęcią przystaliśmy na tę propozycję i od razu zaczęliśmy wcielać ją w życie. :) Po drodze przechodziliśmy przez Hale Długą, skąd rozciąga się, moim zdaniem, najpiękniejszy gorczański widok na Tatry, chociaż tego dnia przejrzystość powietrza nie była naszym sprzymierzeńcem. Posiedzieliśmy tu chwilkę, zrobiliśmy parę głupich zdjęć i poszliśmy dalej. Kwadrans po 11 byliśmy już przy Bulandowej Kapliczce na polanie Jaworzyna Kamienicka. Z tego miejsca można dość do Zbójnickiej Jamy – jaskini położonej o jakieś 10 minut drogi od kapliczki. Skoro już tam byliśmy, to zdecydowaliśmy, że warto podejść i zobaczyć. :) Zbójnicka Jama, jak przystało na beskidzką jaskinię, nie była zbyt okazała i dość trudno było do niej wejść, nie mówiąc już o dalszej eksploracji. Około godziny zajął nam powrót do schroniska, a wydawało mi się, że przeszliśmy całkiem niedużo. Zrobiliśmy tutaj krótki odpoczynek w towarzystwie żołnierzy i ruszyliśmy dalej w kierunku Rabki, gdzie dotarliśmy tuż przed 17. 

Selie musi być (na Hali Długiej) :)


Bulandowa kapliczka.

Wejście do Zbójnickiej Jamy

Szczyt Turbacza - niestety nie jest to przykład zdrowego drzewostanu

Widok z Maciejowej
Chociaż plany radykalnie się zmieniły, był to bardzo dobrze spędzony dzień. :) Gorce, chociaż o wiele niższe i mniej skaliste od Tatr, to też bardzo piękne góry, szczególnie jesienią. W niecałe 10 godzin zrobiliśmy około 35 km i 1300 metrów w pionie. Po ostatnich opadach śniegu w Tatrach a deszczu tutaj było dość dużo błota, więc buty i spodnie trzeba było dość długo czyścić, ale wycieczka, mimo że nie w planowanym składzie i miejscu, była bardzo udana. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz