poniedziałek, 10 listopada 2014

Chłopek – czyli zakończenie sezonu letniego w górach



10 listopada wypadał w tym roku w poniedziałek, a we wtorek święto państwowe, czyli kolejny długi weekend! :) Śnieg, który padał pod koniec października, zdążył już stopnieć, więc postanowiliśmy wybrać się na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem, a jak pogoda pozwoli, to na Czarny Mięguszowiecki Szczyt. Wyjazd z Mszany był zaplanowany na godz. 4, ale jak zwykle zaliczyliśmy delikatny poślizg. :) 



Trasę z Palenicy do Morskiego Oka przeszliśmy standardowo po ciemku. Około godz. 8.00 byliśmy już w schronisku, które było nadzwyczaj puste, chociaż biorąc pod uwagę porę dnia i roku, to chyba nic dziwnego. Tam zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy dalej szlakiem wiodącym po lewej stronie MOKA. Niestety na bezchmurnym jeszcze kilka godzin wcześniej niebie pojawiało się coraz więcej chmur, a w szczególności w okolicy Mięguszowieckich Szczytów. Dodatkowo wzmógł się wiatr i już kiedy byliśmy przy Czarnym Stawie wiedzieliśmy, że z wyjścia na Czarnego Mięgusza raczej nic nie będzie. Po wejściu w kosówkę stwierdziliśmy, że wiatr trochę się uspokoił, ale na Kazalnicy znowu dał o sobie znać. Na szczęście chmury nie zdążyły zejść jeszcze tak nisko, więc przynajmniej stamtąd mieliśmy świetne widoki na Morskie Oko, Czarny Staw, Rysy, Niżne Rysy itd. :) Na Kazalnicy spędziliśmy trochę więcej czasu odpoczywając, chociaż tempo mieliśmy niezbyt szybkie. :) 

Ja z Agata daleko po lewej stronie zdjęcia :)

Morskie Oko w podmuchach wiatru

W oczekiwaniu na maruderów :)

Selfie na Kazalnicy - w pięć osób jest bardzo trudno zrobić dobre zdjęcie :)


Kazalnica widziana z góry nie robi praktycznie żadnego wrażenia w tego porównaniu z tym, co można zobaczyć będąc przy Czarnym Stawie – kilkusetmetrowa pionowa ściana to jeden z symboli taternictwa i marzenie wielu wspinaczy, a także moje. :) Po odpoczynku ruszyliśmy dalej w kierunku zanurzonej już w chmurach Przełęczy pod Chłopkiem. Szlak nie należy do najprostszych, ale w dobrych warunkach raczej nie powinien sprawić dużych trudności. Tak było w naszym przypadku, chociaż tuż przed przełęczą leżały jeszcze pozostałości październikowego śniegu. :) Na przełęcz dotarliśmy około 11.30. Już nie wiało, ale „pizgało wiatrem jak w Kieleckiem” (LOL nie wiem, skąd to się wzięło, ale fajnie brzmi i żeby nie było, nie mam nic do Kielc :) ). Szybko schowaliśmy się za skały i zjedliśmy skromne trzecie śniadanie, bo na obiad chyb było chyba jeszcze za wcześnie. :) Widoków nie było prawie żadnych – prawie, bo Maćkowi udało się zrobić parę fotek Hińczowemu Stawowi. :) Taternicy, których było słychać z Pośredniego Mięguszowieckiego, musieli mieć naprawdę dużo samozaparcia, żeby chciało im się wspinać w takich warunkach. 

Wierzch Kazalnicy, a tuż nad nią kłębowisko chmur

Tak było aż do samej przełęczy (dobrze że chociaż tutaj nie wiało)

Hińczowy Staw podczas jednego z niewielu momentów, w których coś było widać z przełęczy


Nie wiem dlaczego schodziłem tyłem - na zdjęciu wydaje się że było mega płasko :)

Około 12 zaczęliśmy odwrót w kierunku mniej wietrznych i cieplejszych zakątków Tatr. :) Pod górę Agata i ja szliśmy kilka minut przed resztą, ale w drodze powrotnej jakoś nie chciało mi się iść bardzo szybko, więc Agata została sama na przodzie i musiała na nas co chwilę czekać. :) Przy Czarnym Stawie zameldowaliśmy się ponownie około godz. 14. Oczywiście tutaj zmieszaliśmy się z wszystkimi innymi ludźmi, którzy wędrowali sobie wokół Morskiego Oka – trzeba było skończyć głupie żarty i docinki. :) Najciekawsza część wycieczki praktycznie dobiegła końca i pozostał jak zwykle nudny powrót do samochodu. Na parkingu standardowo zapytaliśmy o zniżkę za parkowanie – już nawet nie dlatego, żeby było taniej ale dla zasady, bo 20 zł na 5 osób to naprawdę nie dużo. Pan parkingowy miał dobry humor i chciał się z nami trochę podrażnić, więc było dość wesoło, ale i tak postawiliśmy na swoim. :)

Dobre towarzystwo to podstawa :)

Pionowe ściany opadające z Pośredniego Mięguszowieckiego Szczytu


"Eh, znowu tyle ludzi …"


Jak wskazuje tytuł posta, to była ostatnia górska wycieczka przed rozpoczęciem sezonu zimowego. Kolejne kilka tygodni to czas, w którym moimi głównymi zajęciami będą praca i studia. Niestety nie samymi górami człowiek żyje, przynajmniej nie ja. :( Pozostaje mi teraz sprawdzać obraz z tatrzańskich kamer, przeglądać stare fotografie, a przede wszystkim przygotowywać się do zimy, bo wtedy góry są jeszcze piękniejsze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz