Świąteczny czas raczej nie był
sprzyjającym
jeśli chodzi o wypady w góry – wiadomo, Wigilia, wzajemne odwiedziny itp. itd. Stwierdziliśmy
z Maćkiem, że jednak fajnie byłoby się gdzieś wybrać, a poza tym wreszcie
pojawiło się trochę więcej śniegu niż do tej pory, więc dobrze byłoby to
wykorzystać. :) Tego dnia było już trochę za późno, (zresztą Maciek i tak nie
mógł wtedy iść), ale niedziela zapowiadała się całkiem ok jeśli chodzi o pogodę.
Jako nasz cel wybraliśmy Giewont. W sobotę pozostała część ekipy, czyli Kaśka i
Agata, również wyraziła chęć uczestnictwa w wycieczce. :)
Pobudka standardowo o 3 rano,
później śniadanie, pakowanie plecaka i w drogę! Prognozy sprawdziły się tylko
częściowo, bo od samego rana padał śnieg, ale na szczęście podstawa chmur była
dość wysoko. :) Z parkingu wyszliśmy około 5.30, a do schroniska na Hali
Kondratowej dotarliśmy tuż przed wschodem słońca. Swoją drogą mieliśmy
szczęście, bo schronisko zostało otwarte dzień wcześniej po remoncie. :) W
schronisku trochę się pokrzepiliśmy kanapkami i czekoladą. Był to też dobry
moment na założenie raków. Wydawało nam się, że po ostatnich opadach śniegu
może być dość niebezpiecznie jeśli chodzi o lawiny, a ja nawet zastanawiałem
się, czy nie trzeba będzie przecierać szlaku, ale okazało się nawet, że
niektórzy wychodzili pod Przełęcz Kondracką bez raków. :)
|
Hala Kondratowa - już po odpoczynku idziemy w stronę Giewontu. :) |
Miałem tego dnia dość
dużo energii, więc stwierdziłem, że pójdę swoim tempem i takim sposobem byłem
na przełęczy 10 minut wcześniej niż pozostała trójka. :) Mimo ujemnej
temperatury (na
pewnonie
było zimniej niż -10 stopni),
kiedy szedłem pod górę było mi naprawdę ciepło, ale diametralnie się to
zmieniło, kiedy czekałem na moich
towarzyszy – bardzo szybko ubrałem rękawiczki, pozapinałem zamki bluzy i kurtki,
i założyłem na głowę kaptur. Ubranie się w zimie tak, żeby było ciepło, to nie
sztuka, gorzej jest z ubraniem się tak, żeby nie było za zimno podczas postoju ani
za gorąco w trakcie aktywności. :)
|
Nasz cel widoczny z Przełęczy Kondrackiej. |
|
A tu "widok" na drugą stronę. Dobrze że przynajmniej Kopę było widać. ;) |
Kiedy ostatni raz byłem na
Giewoncie, czyli w czerwcu br., pogoda również nie zachwycała i ze szczytu nie
można było zobaczyć prawie nic. Tego dnia było trochę lepiej, bo przynajmniej
widać było Czerwone Wierchy, Kasprowy i nawet Świnicę, którą otaczały chmury. Na
szczycie posiedzieliśmy chwilkę (tzn. do momentu, w którym każdy stwierdził, że
jest mu zimno we wszystko i pasuje się trochę ruszyć, żeby nie zamarznąć) i
zrobiliśmy parę pamiątkowych zdjęć korzystając z tego, że byliśmy na szczycie
sami (cudowny okres zimy wypłoszył stonkę :P).
|
Zależność między mną i Giewontem: im bliżej jestem Giewontu tym więcej chmur nad nim. :) |
|
Zdjęcie z krzyżem. :) |
|
Nieostre ale fajne selfie. :) |
Zejście było równie proste jak
wyjście i czekany trochę się nudziły tego dnia. :) Może dlatego po zejściu z
Giewontu zafundowały nam mały wypadek, który miał swój finał w zakopiańskim SOR-ze,
ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. :)
|
Już powoli zmierzamy w dół. :) |
|
Ktoś miał czekoladki, ale nie pamiętam kto :D |
|
A niektórzy dorobili się nawet siwych włosów :P |
Wracaliśmy już w trochę gorszych
nastrojach niż na początku, ale mimo wszystko była to dość udana wycieczka. Do
domu wróciłem już około godz. 14.00. Giewont to góra, na którą można wejść dość
szybko i chyba dlatego w ciepłe i słoneczne letnie dni jest tak bardzo oblegany
przez turystów. Zawsze staram się unikać tłumów, a zima jest do tego znakomitą
okazją. :) Ta krótka (mapa pokazuje niecałe 6 godzin, czyli nawet tak bardzo się nie wlekliśmy :P) wycieczka to tylko wstęp do kolejnej, sylwestrowej wyprawy
na Kościelec. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz