środa, 31 grudnia 2014

Kościelec - czyli idealne zakończenie roku 2014


Sylwester – dla większości ludzi to czas zabawy, ale ja tegoroczną sylwestrową noc musiałem (a nawet po części chciałem) spędzić w pracy. Jednak aby jakoś uczcić koniec roku, postanowiłem wybrać się na Kościelec. Ekipa niemalże taka sama jak na Giewoncie, tyle że miejsce Agaty zajęła Maria/Marysia/Maryśka (skreśl te, które Ci nie pasują :P). Po niedzieli znowu trochę napadło śniegu, a dodatkowo wszyscy straszyli bardzo niskimi temperaturami odczuwalnymi rzędu -25 stopni. Na szczęście wszystkie strony z prognozami pogody oprócz siarczystego mrozu zapowiadały także bardzo słoneczny dzień. :)

Wyjazd standardowo o 4 rano, wyjście z Kuźnic po godz. 5. Kierowaliśmy się niebieskim szlakiem przez Boczań. Temperatura rzeczywiście dawała o sobie znać – termometr w samochodzie wskazywał -17 stopni, ale nie było prawie w ogóle wiatru, więc nie było najgorzej. Bez założonych rękawiczek dało się wytrzymać tylko krótką chwilę. Po wyjściu na szlak od razu można było poczuć klimat zimowej wędrówki – wąska ścieżka wydeptana w skrzypiącym pod nogami śniegu, śnieżny puch zalegający na gałęziach drzew i kosodrzewinie, oraz mróz szczypiący nieosłonięte policzki. :) Kiedy dotarliśmy do Skupniowego Upłazu, po prawej stronie mogliśmy podziwiać masyw Giewontu, który z tej perspektywy robił niesamowite wrażenie – wydawał się dużo bardziej okazały niż z Hali Kondratowej. :) Ale nie zatrzymywaliśmy się zbyt długo na widoki, bo ciepło wytworzone przez ciało podczas ruchu bardzo szybko zamieniało się w drżenie z zimna. Kiedy wyszedłem na Królową Rówień i zobaczyłem Żółta Turnię, zdałem sobie sprawę, że ostatni raz na Hali Gąsienicowej byłem w lipcu – szmat czasu! Dobrze było znowu zobaczyć znajome już szczyty (pomimo że po raz kolejny, wciąż robią to samo niesamowite wrażenie). :) 

Widok na Podhale około godz. 7. Zaczyna już świtać :)

Hala Gąsienicowa jak zawsze piękna :)

Już po śniadaniu tuptamy dalej (dwie dziaby przy plecaku = szpan :D)

Widok na Beskidy też był niesamowity.

Wreszcie przyszedł czas na porządne śniadanie w Murowańcu, ale oprócz śniadania schronisko oferowało również bardziej ludzką temperaturę powietrza. :) Trochę się tam zasiedzieliśmy, ale w końcu trzeba było ruszyć dalej. Pod przełęcz Karb postanowiliśmy podejść od strony Zielonego Stawu, ze względu na to, że TOPR odradzał wędrówkę wschodnimi stokami gór. Przez to nadrobiliśmy trochę drogi, ale przynajmniej było bezpieczniej. :) Dalsza ścieżka była wydeptana tylko do pewnego momentu, a potem musieliśmy sobie radzić sami. Wyznaczania nowej trasy podjął się Maciek, a pod koniec i mi udało się też poprowadzić. :) Dla nas była to przede wszystkim okazja do sprawdzenia się zimą w nowym terenie – dotychczasowe wycieczki wymagały używania czekanów w bardziej turystyczny niż wspinaczkowy sposób – ale również świetna zabawa, mimo pewnego ryzyka, które niesie ze sobą ten rodzaj turystyki. :) Przy okazji był to też sprawdzian dla mojego nowego czekana, który zdał go celująco. Na szczycie stanęliśmy około godz. 11.50, ale niestety nie mogliśmy sobie pozwolić na zbytnie lenistwo, bo temperatura od razu dawała o sobie znać, a szczególnie w tym momencie cierpiały palce. Musieliśmy poczekać tylko na dość dużą grupę Słowaków, którzy wprawdzie przyszli tuż za nami, ale pierwsi zaczęli schodzić i dlatego zejście rozpoczęliśmy około 12.20 w międzyczasie delektując się świetnymi widokami. 

Stawy już zamarznięte więc można skracać przez środek (Zielonego w tym wypadku). :)

Lol Kaśka wpadła w dziurę po pas :P

Kościelec i Świnica widoczne z przełęczy Karb - tutaj zaczynamy podejście pod Kościelec. :)

No i zaczęła się zabawa - zdjęcie pierwszego trudniejszego momentu na trasie.

Dziewczyny podziwiają widoki a ja dłubie czekanem w śniegu. :)

Wreszcie szczyt! :D

Obowiązkowe selfie całej ekipy.

Świnica - królowa jest tylko jedna. :)

W oddali Rysy i Wysoka.

A tu Tatry Zachodnie. :)

Zejście jak zwykle było trochę trudniejsze niż wyjście, ale wydaje mi się, że poradziliśmy sobie dość dobrze. :) Z Karbu postanowiliśmy zejść w stronę Czarnego Stawu, bo większość osób wychodziła tamtędy, więc ryzyko wyzwolenia lawiny, którego obawialiśmy się rano, wydawało się już raczej minimalne. Zejście tędy było z pewnością dużo ciekawsze niż na drugą stronę, a miejscami można było zrobić nawet dupozjazd, ale ja się powstrzymywałem, bo szedłem w zwykłych, przemakalnych spodniach. :) Kolejny przystanek zrobiliśmy znowu w Murowańcu, a stamtąd już prosto do samochodu. O godz. 17 już jechaliśmy w ciepłym samochodzie, ale żeby wydostać się z Zakopanego w Sylwestra trzeba było stracić trochę czasu we wszechobecnych korkach. 

Po zejściu z góry nadchodzi czas rozluźnienia - skutki tego widać w tle :P

ADHD ciąg dalszy. :)

Tym razem skracamy przez środek Czarnego Stawu. :)

Ostatnie spojrzenie na Halę i idziemy do Kuźnic.

Giewont widoczny ze Skupniowego Upłazu

Kończy się jeden rok, a zaczyna następny. Rok 2014 był z pewnością bardzo udany: pierwszy sezon na motocyklu, kolejny wyjazd w Alpy, poznawanie nowych rejonów w Tatrach, a także rozpoczęcie treningu wspinaczkowego to m.in. te sprawy, które sprawiły, że ten rok na długo zostanie w mojej pamięci. Mam nadzieję, że 2015 będzie równie dobry. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz